sex poranny+wieczorny
Komentarze: 4
1 sprawa
dzis rano budze sie.... po calych 5 godzinach snu (tak juz od 2 tygodni) ... reka S. zaczyna bladzic po moim ciele... patrze na zegarek... kurcze.. nie zdazymy.... mowie "nie zdazymy kwiatuszku".... S. odwraca sie plecami z obrazona mina... wg mnie niesprawiedliwie... rozumiem w niedziele... w sobote... nie lubie kochac sie spogladajac na zegarek.... wiec wole nie zaczynac jesli mam nie skonczyc.... caly dzien pozniej nie mozna myslec o niczym innym....
2 sprawa
wieczor.. wykapany i pachnacy klade sie do lozka... za chwile przychodzi S. ... i zaczynamy.... po chwili dialog:
ja : a moze tak sprobujemy?
S. : tak nie lubie
ja: no to moze tak ?
S. : tak tez nielubie
ja: no to moze skoncze w ten sposob ? (oczywiscie moge skonczyc dopiero jak S. ma przynajmniej 2 orgazmy)
S. : no co ty .. absolutnie nie...
ja: no to moze tak... bardzo to lubie..
S. : ale ja nie lubie...skoncz tak i tak...
ja: ale tak to my codziennie.... moze jakas mila odmiana
S. : a ja lubie wlasnie tak jak codziennie..
final jest taki ze jestem juz zly i jest mi obojetne jak to bedzie.... a moglem nie pytac sie.. tylko poprostu zrobic co chce... ale ryzykuje fochem na 2 dni....:( co za zycie.... i tak pozniej slysze ze ciagle jest po mojemu..... ehhhhhhhhhhhhh
Dodaj komentarz